Skip to main content

rewind, play. rewind, play. fame.

First things first. Muzyka dziś. Daaaamn, srsly, wiem, takie narzekanie nic nie daje, także nie będę narzekał na samą muzykę, bardziej stadium, w którym się znajduję przynajmniej raz do roku. Otóż znów brakuje mi czegoś nowego. Czegoś interesującego. Czegoś z wykurwem. Czegoś czym był kiedyś Jimi Hendrix, Elvis Presley.

Zabawne jest to, że 'nasze' czasy nie znają takiej osoby. Nie chodzi mi o to, żeby ktoś wyszedł na scenę, spalił gitarę mając na sobie biały garniak i tonę brylantyny. Nie. To ma być coś nowego. Groundbreaking shit. Chciałbym tego dożyć, czegoś tak ogromnego jak ww. dżentelmeni. Might not happen.

Swoją drogą, tak już pisałem ostatnio, znalazłem 'coś nowego' w klasyce, bo jest mi kompletnie nieznana acz! to nie jest remedium na panującą sytuację. Tbh sam nie wiem czego chcę, chcę żeby coś się zmieniło, wybuchło, żeby ktoś wywrócił muzykę do góry nogami. Być może nie jest to już możliwe, być może mamy dziś zbyt wielu wykonawców na raz i ich dokonania za bardzo się zlewają, nikt nie błyszczy wyjątkowo, bo zawsze znajdzie się ktoś trochę podobny. Who knows. Tym niemniej dość mam wałkowania non stop tej samej muzyki, dlatego proszę was panowie artyści, weźcie coś rozpierdolcie. Ale tak po bandzie.

Idąc dalej, miałem ciekawy sen. Śniło mi się, iż wygłaszam mowę na gali Oskarów. Tak, odbieram statuetkę. Za co? Wpadłem na pomysł, by zrobić film, albowiem... uwaga... chciałem zostać sławny. To była pobudka. Z tego tytułu nakręciłem 90 minut gówna i skupiłem się na jednej scenie, nakręciłem scenę wszechczasów. To pozwoliło mi odebrać Oskara za Najlepszą Scenę. l33t shit. Podczas mowy wspomniałem też, iż kolejną pobudką była chęć pojawienia się na okładce Time.

Coś jeszcze? W zasadzie chyba nie. Dziś środa, idę do sklepiku z komiksami, żyłem tym od zeszłego tygodnia, czuję się tam naprawdę dobrze. W zasadzie czuję się jak Tony Stark tylko trochę głupszy i bez stada kobiet dookoła. Ale za to przystojniejszy. I taki kurewsko trójwymiarowy.

Comments

  1. Ja właśnie odkryłem MJ na nowo.
    Przypomniało mi się jak był moim idolem, jak byłem dzieckiem. Jak tańczyłem do jego kawałkow i jak chciałem kiedyś mu pokazać jak fajnie tańczę. Takie dziecięce głupotki.

    I wiesz co Ci napiszę? W połowię się zgadzam, że brakuje nam ikon w muzyce, a w drugiej połowie to my, jako odbiorcy, nie czujemy takiej frajdy, jak na przykład właśnie dzieciaki. Nie wiem czy tak miałeś, ale pewnie kiedyś był jakiś kawałek przy, którym skakałeś jak dziki. Nawet jeśli to majteckzi w kropeczki, chrzań to! puść ten kawałek i po prostu skacz tak długo, aż się spocisz, stracisz dech... raz za mało? Dajesz drugi i trzeci i dziesiąty! -ja czuję, że przez jeden kawałek MJ, dzisiaj się nie wyśpię! HA!

    ReplyDelete

Post a Comment

Popular posts from this blog

Tube it

Okay, po prostu chciałem w jakiś sposób uwiecznić to znalezisko, aby mi nie umknęło. Oryginalnie zafascynowała mnie tuba (fascynacja wciąż trwa, Bobu-chan jest one hell of a krejzol) ale ten sax... srsly, Arthur Blythe, srsly, on wie co i jak. Zwłaszcza końcówka, takie subtelne pierdolnięcie, rawr. Anyway, here ya go folks.

Fragment #1

Hokay, oto długo wyczekiwana przez uważających ją za coś wartego pożądania część mojego opowiadania, dla którego stworzyłem niniejszego bloga. Przestrzegam za wczasu, żeby mi ktoś potem nie marudzil na gg bądź skajpie, iż to opowiadanie ssie pauke niczym nowa książka Kazimiery Szczuki, to opowiadanie jest naprawdę słabe. Co więcej, nie można tego nazwać opowiadaniem, to jest fragment, parę zdań, dwie strony w wordzie. Tym niemniej jest pisane na podstawie snu (to był dobry sen) i sprawiło mi sporą dozę radości, mam też wrażenie, iż będę je kontynuował, zapewnie nieregularnie ale, mam przynajmniej nadzieję, częściej niż raz na miesiąc. Czas pokaże. Czas? Time what is time. A teraz, without further ado, pierwszy fragment Szpetnych Dzierlatek! Szpetne Dzierlatki by Joanna Austynowicz Panna młoda z uwielbieniem w oczach spojrzała na swego świeżo upieczonego małżonka, tańczącego z jej matką. Uwielbienie owo ustąpiło na momentu rozbawieniu, gdy przypomniała sobie ich pierwsze spotkanie. Fakt...

'Bitte kommen, biały wróg herr oberst!'

Śnieg. Spadł. W Germanii. Dupa. Zimna. Całe Niemcy sparaliżowane. Przodujący kraj XXI wieku zablokowany. Ok. 13.30 dnia dzisiejszego wbijam radośnie na peronno w Moguncji, by ku uciesze i zgrozie jednocześnie, zobaczyć, iż KAŻDY jeden pociąg jest opóźniony. Obsówy wachały się w granicach od 5ciu do 45ciu minut i miały tendencje do przedłużeń. Spędziłem godzinkę w Wypizdowen Gurnen na zasypanym śniegiem peronie, zwinięty w kłębek pod niewielkim daszkiem. Katastrofa. I tak jest co roku. Co roku ŚNIEG pojawia się niespodziewanie w Niemczech i powoduje panikę oraz płacz. Zabawne prawda? Ta ich cała duma i pycha zasypane czyściutką, białą pieżyną śniegu... yep, należy im się. Szkoda tylko, że tracę z tego powodu tyle czasu ale z drugiej strony warto się poświęcić, by zobaczyć ich nieporadnoś z pierwszej ręki. HD-TV jak w mordę strzelił peeps. Ja 21:13:29 dobra, teraz Ty mi daj jakies slowo Karol 21:13:42 paciorkowce Ja 21:13:47 fuu Karol 21:13:56 cchesz inne? Ja 21:14:15 wyskoczyla mi sztuk...