Czuję się świeży. Z dwóch powodów. Po pierwsze wyspałem się i to tak solidnie. Kimanie do 13.00 nie jest może godne pochwały z punktu widzenia ludzi, którzy robią mądre rzeczy, zmieniające świat i zawsze brak im czasu. Natomiast z punktu widzenia, przygnębionego ostatnimi czasy obiboka jest to czynność zaiste orzeźwiająca. Zwłaszcza jeśli idziesz spać koło 4, a może i jeszcze później, bo zamiast zasnąć słuchasz muzyki, a wcześniej przeglądasz galerie... treści różnorakiej.
Drugi powód miał większy wydźwięk. Otóż poszedłem, a w zasadzie zostałem zaciągnięty do kina na kolejną część przygód Harryego P. Pierwsze wrażenie, którego ofiarą padłem, gdy dowiedziałem się na co mam przyjemność iść? Tragedia. Za to wychodząc z kina zacząłem się zastanawiać. Otóż lat kilka temu, gdy jeszcze stąpałem rozkosznie na codzień po ziemi polskiej, byłem zakochany w tych książkach. Filmy filmami, za bardzo mnie nie ciągnęły, ale książki... Wszystkie do chwili ukazania się części nr. 5, kupiłem w dniu premiery, 4tą bodajże już w rajchu. Miałem umowy z paniami z księgarni, by zawsze odłożyły mi jeden egzemplarz, bo przydreptam z kapuchą w spoconej z wrażenia garści, by zabrać go do domu i czytać całą noc. Jeśli dobrze pamiętam to pierwsze 2-3 części skończyłem w ciągu pierwszych 12tu godzin od zakupu. Nie wiem jak (4ta była już dłuższa i in english, człowiek musiał się trochę postarać) ale jak tylko skończyłem to czytałem jeszcze raz żeby niczego nie pominąć.
Cóż stało się z tym rozkosznym, niewinnym chłopcem, kochającym różdżki (:D)? No fuckin' idea. Gdy ukazała się 5ta część sięgnąłem po nią dopiero po dłuższym czasie i to niechętnie, na ludzi czytających HP zacząłem patrzeć prawie z pogardą, poczuciem wyższości kogoś kto czyta rzeczy 'lepsze i bardziej dla dorosłych'. Bullshit, bulszit tak epicki, że aż ściąga skarpetki. Tym niemniej wczoraj stwierdziłem, że jestem idiotą. Dlatego gdy dziś ok. 13.00 zwlokłem moje zwłoki z łóżka, pierwszą czynnością był spacerek do półki z książkami i wyjęcie z tylnego rzędu części 6tej. Muszę ją sobie przypomnieć, części 7mej nawet nie posiadam, a widziałem wczoraj połowę jej treści w formie obrazków ruchomych.
Czuję się z tym wszystkim wyjątkowo dobrze, mimo, że to przecież błahostka. Ale ta to bywa, że błahostki nas inspirują i poprawiają samopoczucie nierzadko w większym stopniu aniżeli rzeczy ogromne i niepojęte. Avada kedavra bitches!
Drugi powód miał większy wydźwięk. Otóż poszedłem, a w zasadzie zostałem zaciągnięty do kina na kolejną część przygód Harryego P. Pierwsze wrażenie, którego ofiarą padłem, gdy dowiedziałem się na co mam przyjemność iść? Tragedia. Za to wychodząc z kina zacząłem się zastanawiać. Otóż lat kilka temu, gdy jeszcze stąpałem rozkosznie na codzień po ziemi polskiej, byłem zakochany w tych książkach. Filmy filmami, za bardzo mnie nie ciągnęły, ale książki... Wszystkie do chwili ukazania się części nr. 5, kupiłem w dniu premiery, 4tą bodajże już w rajchu. Miałem umowy z paniami z księgarni, by zawsze odłożyły mi jeden egzemplarz, bo przydreptam z kapuchą w spoconej z wrażenia garści, by zabrać go do domu i czytać całą noc. Jeśli dobrze pamiętam to pierwsze 2-3 części skończyłem w ciągu pierwszych 12tu godzin od zakupu. Nie wiem jak (4ta była już dłuższa i in english, człowiek musiał się trochę postarać) ale jak tylko skończyłem to czytałem jeszcze raz żeby niczego nie pominąć.
Cóż stało się z tym rozkosznym, niewinnym chłopcem, kochającym różdżki (:D)? No fuckin' idea. Gdy ukazała się 5ta część sięgnąłem po nią dopiero po dłuższym czasie i to niechętnie, na ludzi czytających HP zacząłem patrzeć prawie z pogardą, poczuciem wyższości kogoś kto czyta rzeczy 'lepsze i bardziej dla dorosłych'. Bullshit, bulszit tak epicki, że aż ściąga skarpetki. Tym niemniej wczoraj stwierdziłem, że jestem idiotą. Dlatego gdy dziś ok. 13.00 zwlokłem moje zwłoki z łóżka, pierwszą czynnością był spacerek do półki z książkami i wyjęcie z tylnego rzędu części 6tej. Muszę ją sobie przypomnieć, części 7mej nawet nie posiadam, a widziałem wczoraj połowę jej treści w formie obrazków ruchomych.
Czuję się z tym wszystkim wyjątkowo dobrze, mimo, że to przecież błahostka. Ale ta to bywa, że błahostki nas inspirują i poprawiają samopoczucie nierzadko w większym stopniu aniżeli rzeczy ogromne i niepojęte. Avada kedavra bitches!
Comments
Post a Comment