Skip to main content

Fragment #1

Hokay, oto długo wyczekiwana przez uważających ją za coś wartego pożądania część mojego opowiadania, dla którego stworzyłem niniejszego bloga. Przestrzegam za wczasu, żeby mi ktoś potem nie marudzil na gg bądź skajpie, iż to opowiadanie ssie pauke niczym nowa książka Kazimiery Szczuki, to opowiadanie jest naprawdę słabe. Co więcej, nie można tego nazwać opowiadaniem, to jest fragment, parę zdań, dwie strony w wordzie. Tym niemniej jest pisane na podstawie snu (to był dobry sen) i sprawiło mi sporą dozę radości, mam też wrażenie, iż będę je kontynuował, zapewnie nieregularnie ale, mam przynajmniej nadzieję, częściej niż raz na miesiąc. Czas pokaże. Czas? Time what is time.
A teraz, without further ado, pierwszy fragment Szpetnych Dzierlatek!


Szpetne Dzierlatki by Joanna Austynowicz

Panna młoda z uwielbieniem w oczach spojrzała na swego świeżo upieczonego małżonka, tańczącego z jej matką. Uwielbienie owo ustąpiło na momentu rozbawieniu, gdy przypomniała sobie ich pierwsze spotkanie. Fakt, że jej mąż chadzał wciąż pomiędzy żywymi można było z powodzeniem uznać za cud.

Pan młody wirował na parkiecie podczas gdy grupka jego najbliższych przyjaciół rozsiadła się wygodnie przy jednym ze stołów i z troską o wolność kolegi, wlewała w siebie kolejne kieliszki weselnej gorzałki.

'Przesadzacie panowie, ślub to wspaniała chwila, nadaje naszemu życiu nowego znaczenia, zwłaszcza takim straceńcom jak my' – świadek i prawdopodobnie ojciec chrzestny przyszłego potomka młodej pary nałożył sobie kolejny plaster pieczonej szynki i polał go obficie sosem.

'Nie ma mój drogi większej krzywdy jaką żołnierz może wyrządzić ukochanej, jak poprosić ją o rękę' – odparł ze śmiechem barczysty mężczyzna o śniadej cerze, podziwiając przez denko kieliszka freski zdobiące sklepienie sali balowej.

'Otóż to, a jeśli panna ma upodobania masochistyczne, to skwapliwie przyjmie oświadczyny i potem my, szanujący się obrońcy murów tego urokliwego miasta, grzejemy dupy na niewygodnych krzesłach, uważając, by przypadkowo nie wpaść w oko jednemu z tych estetycznych wulgaryzmów, udających druchny' – jęknął wysoki brunet z blizną biegnącą prostopadle przez prawe oko, stojący za plecami świadka.

'Twój jakże wysublimowany gust skaże cię niebawem na obcowanie z dziurami w płocie, Quentinie' – rzucił zza sporych rozmiarów notesu krępy rudzielec, zamaszystym gestem kończąc dzieło, nad którym pracował od kilkunastu minut – 'oi, Heleno, możesz się już ruszyć, skończyłem!' - krzyknął przez salę do panny młodej, która pomachała mu wesoło, rozmasowując sobie kark.

'Pokaż coś wyczarował, mam tylko nadzieje, że przedstawiłeś ją odzianą' – śniady mężczyzna przysunął się do kolegi, by zajrzeć mu przez ramię – 'ostatnie twoje prace jakie widziałem, zawierały stanowczo zbyt duże ilości włosów łonowych na centymetr kwadratowy kartki.'

'Sztuka, drogi Barnabo, wykracza poza granice irytujących konwenansów, ograniczających dążenie do uzewnętrznienia naszych ukrytych pragnień, pozwala... '

'Każdy pretekst dobry, by pokazać ludziom chuja, cyc lub dupę' – wszedł mu w słowo Quentin, uzupełniając niedostatki w kieliszkach przyjaciół.

'I ty się uważasz za poetę' – westchnął arysta przewracając oczami, jednocześnie pokazując przyjaciołom skończone dzieło, przedstawiające portret panny młodej na tle gwieździstego nieba.

'Helena i Franz będą zachwyceni' – przyszły ojciec chrzestny klasnął w dłonie, pochylając się do przodu, by z bliska obejrzeć pracę – 'swoją drogą, Melchiorze jak tam płótno, które u ciebie zamówiłem?'

'Mówisz o tym, które zamówiłeś u niego na siedemdziesiąte urodziny twojej matki, które to obchodziła trzy lata temu Caspianie?' - spytał niewinnie Quentin.

'Nie, tym razem przezornie złożyłem zamówienie na dzień, w którym stuknie jej siedemdziesiątpięć lat' – odparł przyjaciel sięgając po indycze udko.

'Będzie gotowe na czas, sztuka wymaga precyzji.'

'Wypisz, wymaluj jak ciupcianie, coraz więcej tych analogii mój drogi' – wtrącił Barnaba, mrugając do Quentina.

Rozmowa, zmierzająca nieuchronnie ku preferowanym przez większość podpitych mężczyzn tematom, toczyłaby się zapewne dalej, gdyby zza okien sali, w której odbywało się wesele nie dobiegł zgromadzonych potężny huk. Posypał się tynk, zatrzęsły żyrandole, hukowi towarzyszył kolejny, który również nie był odosobniony.

Ludzie zaczęli zachowywać się w sposób naturalny dla podobnych sytuacji, kobiety piszczały, mężczyźni klnęli, obie płci zaczęły biegać w kółko. Zamieszanie przypominało scenę z mało ambitnych komedii, pokazywanych na magicznych taśmach więżących ruchome obrazy, zakazanych przez 13. Konwent Naziru przed kilkoma laty.

W pewnym momencie coś uderzyło bezpośrednio w budynek mieszczący salę balową, główny żyrandol, o średnicy trzech metrów, runął na ziemię miażdząc kilku niefortunnych gości. Chwilę później zapanowały ciemności, jednakże na próżno było szukać ciszy.

'Pewnie odcięli zasilanie w cały mieście, na wypadek pożarów' – Caspian wyszedł z pod stołu wraz z resztą przyjaciół, wciąż trzymając w ręku indycze udko – 'te błazny nie mogły wybrać gorszego momentu na ostrzał.'

'Tak oto kolejna z mych niepodważalnych teorii zostaje potwierdzona, śluby niosą ze sobą tylko nieszczęście' – stęknął Barnaba, gramoląc się mozolnie na nogi – 'Franz! Helena! Jesteście cali?!' - zagrzmiał tubalnym głosem, przekrzykując spanikowany tłum.

'Są z nami' – Quentin klepnął śniadego w plecy i wskazał za siebie, gdzie Melchior opatrywał właśnie ranę na głowie ojca panny młodej – 'Mel poleciał po nich jak tylko Vespianie zaczęli pierdzieć z tych swoich armatek' - kolejny pocisk wybuchł niepokojąco blisko i przyjaciele postanowili dołączyć do reszty znajomych pod ścianą. Pomni doświadczeń bliźnich, woleli nie ryzykować spotkania z żyrandolem wiszącym nad zajmowanym przez nich uprzednio stolikiem.

'Dobrze, że jesteście cali, musimy się z tąd wydostać i to jak najszybciej' – syknął Franz, strzepując wściekle tynk z fraka – 'o kant dupy takie wesele, o kant dupy powiadam wam... '

'Przynajmniej będzie co wspominać' – zauważył Quentin pociągając solidny łyk z jednej z butelek, które zabrał ze sobą gdy nurkowali pod stół.

'Franz, jest tu jakieś przejście dla służby? Nie wierzę, żeby wszyscy używali tylko głównych drzwi' – Caspian wskazał na ciężkie, drewniane wrota, przy których kłębił się teraz spanikowany tłum.

'Jest, przejdziemy przez kuchnię.'

'Znakomicie. Quentin, odstaw to, idziemy wprost do jednostki, tą drugą też, tak, tą – brunet nie wyglądał na wniebowziętego ale posłusznie wykonał polecenie Caspiana i rozstał się z trunkiem – 'nie będziesz wychodził w pole nawalony jak szpadel.'

'Panowie, nie chciałbym wam przerywać ale jeśli ten budynek oberwie jeszcze jednym bądź dwoma pociskami to będziemy oglądać te freski z bliska, bardzo bliska' – Melchior wskazał na sklepienie, a potem pomógł wstać ojcu Heleny – 'może pan iść?'

'Tak, tak naturalnie' – odpowiedział siwy mężczyzna czystym, mocnym głosem.

'Parę głupich bombek i od razu trzeba się zwijać, starzejemy się moi drodzy, oj starzejemy się' – mruknął Barnaba, wraz z Quentinem czule żegnając na wpół opróżnioną butelkę, którą śniady olbrzym ukrywał do tej pory za pazuchą.

'Zlitujcie się, chłopaki' – jęknął Caspian z niesmakiem – 'chociaż, jak kończyć to z rozmachem' – chwycił gorzałkę i sam pociągnął ostatni łyk, roztrzaskując butelkę o posadzkę – 'niech żyją państwo młodzi!'

Odpowiedział mu gromki okrzyk uznania, któremu zawtórowały kolejne wybuchy. Caspian i jego ludzie postanowili nie nadużywać szczęścia i ruszyli wraz z rodziną Franza w kierunku wyjścia dla służby. Przemknęli przez niewielki labirynt korytarzy i po kilku minutach byli już na placyku, znajdującym się na tyłach budynku. Odnaleźli właz osłaniający zejście do podziemnych tuneli, w które wyposażone było każde z miast-państw. Tunele służyły wojsku w chwilach takich jak ta, by żołnierze mogli bez ryzyka przedostać się do swoich jednostek.

Franz wraz z rodziną skierowali się w kierunku najbliższego schronu. Major Caspian natomiast poprowadził swój oddział wprost ku jednemu z najbardziej wysuniętych posterunków, znajdującemu się bezpośrednio na murach miasta. W wypadku ataku, 222. Pluton, znany jako Szpetne Dzierlatki, ruszał do akcji jako pierwszy.


***

Okay, to co blogger robi z wklejanym tekstem wciąż mnie do końca nie satysfakcjonuje ale w ten sposób wygląda to odrobinę lepiej niż poprzednio.

Comments

  1. Zaczyna to sie niezgorzej, tylko ostrozniej z wyrafinowanym jezykiem. Jesli wszystkie postacie mowia jakby im sie w dupach poprzewracalo, to znaczy to wlasnie, ze w dupach im sie poprzewracalo co najwyzej. U Piekary, Sapka itp. taki jezyk dziala dobrze po czesci przez kontrast miedzy wyrafinowanym protagonista lub narratorem, i wiekszoscia swiata ktora jest znacznie bardziej prymitywna. W sumie najlepszym przykladem dobrze napisanych naturalnych dialogow sa filmy Tarantino, odpowiednikow ksiazkowych nie znam ale pewnie jakies istnieja.

    ReplyDelete
  2. Muszę Ci powiedzieć, że nie zwróciłem na to uwagi (@ język), ale możesz mieć rację, warto wziąć to pod uwagę w przyszłych literackich przedsięwzięciach.
    Ogólnie rzecz biorąc wątpię żebym to ciągnął ale możliwe, że zawinę to jako krótkie opowiadanie, podobne długością do poprzedniego.
    Tym niemniej, thx za feedback.

    ReplyDelete

Post a Comment

Popular posts from this blog

Tank!

So, yesterday marks the 3rd day since the beginning of my little affair with 3d graphics. As of this moment, I can't really describe how much fun it is to make things move around. Naturally, I haven't been sitting idly after modeling a fairly ugly Danbo. What started as a wheel turned into a... well, tank-esque creation that can rotate it's turret and gun and some other parts. It's not much but the project was a big step-up in terms of complexity in comparison to the Danbo one and it felt really cool doing it. Anyway, see for yourself! So here are some WIP pics and in the end the animated video. The camera work is terrible but! the point was to add 'any' kind of camera work so it was a success on that part. The best thing about doing this was to learn what I actually have to learn next. You can only find out what you don't know by trying to do something and when you finally know, what you don't know (ok, this is starting to sound silly) you're on the