Słuchanie OST do TRON Legacy jest jak cudowny wieczór, spędzony z oszałamiająco piękną kobietą, zakończony zimnym 'no to pa' pod drzwiami jej mieszkania.
Okay, po prostu chciałem w jakiś sposób uwiecznić to znalezisko, aby mi nie umknęło. Oryginalnie zafascynowała mnie tuba (fascynacja wciąż trwa, Bobu-chan jest one hell of a krejzol) ale ten sax... srsly, Arthur Blythe, srsly, on wie co i jak. Zwłaszcza końcówka, takie subtelne pierdolnięcie, rawr. Anyway, here ya go folks.
Mi też jakoś nie leży ten ost - faktycznie brakuje tego electro walnięcia do szczęścia.
ReplyDelete